[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umilkł.
- Gdzie jesteśmy? - spytała.-
- Na postoju dla kierowców ciężarówek - odparł Flynn, patrząc
na nią ze złością. - Jeśli mam jechać dalej, muszę napić się kawy.
- Mam pójść z tobą?
- Rób co chcesz - powiedział i ruszył przed siebie, nie czekając
na nią.
Sara pomyślała, że chętnie wypiłaby filiżankę kawy, odświeżyła
się w toalecie i wreszcie porządnie zabandażowała stopę. Zapinając
sweter, aby ukryć górę nocnej koszuli, której nie miała czasu zmienić,
pospieszyła za Flynnem.
Kiedy weszła do środka, oznajmił:
- Dobrze, że przyszłaś.
- Myślałam, że mało cię to obchodzi - zauważyła z lekkim
zdziwieniem.
- I słusznie. Ale doszedłem do wniosku, że skoro już tu jesteśmy,
możemy równie dobrze zjeść śniadanie.
- Śniadanie? A która godzina?
- Czwarta trzydzieści. Nieważne. Mówiłem ci już, że w mojej
pracy trudno cokolwiek planować.
- Śniadanie, to cudownie - powiedziała Sara z promiennym
uśmiechem, którym miała nadzieję porządnie go zirytować. - Pozwól
tylko, że zniknę na moment, żeby się trochę odświeżyć i...
100
- Później - przerwał jej Flynn, biorąc ją pod rękę i kierując w
stronę restauracji. - Najpierw zamówimy coś do jedzenia.
- Ależ nie mogę tam wejść w takim stanie, popatrz na moje
włosy.
- To jest tylko knajpa dla kierowców ciężarówek, a nie hotel Ritz
- przypomniał jej z nieprzyjemnym uśmieszkiem. - Poza tym, uwierz
mi, masz teraz znacznie poważniejsze zmartwienia. Idziemy.
Co on miał na myśli? - głowiła się Sara, gdy Flynn prowadził ją
do stolika. Czy to, że jej włosy nie wyglądały tak źle jak cała reszta?
Czy może to, że w ogóle jej wygląd, okropny, jak to sama dobrze
wiedziała, to pestka w porównaniu z tym, w co się wpakowała?
Jak można się było spodziewać, menu nie było wyszukane, co
stwierdziła otworzywszy przyniesioną przez kelnerkę kartę w
plastikowej okładce. Flynn zamówił jajka na bekonie, porcję placków
kartoflanych i naleśniki. Sarze na myśl o naleśnikach pociekła ślinka.
Kiedy to ostatni raz jadła naleśniki, swoje ulubione danie, ociekające
masłem i syropem klonowym?
- Co dla pani? - ponagliła ją kelnerka.
- Już zamawiam - powiedziała Sara, zamykając kartę. - Poproszę
dwa jajka w koszulce. Bez masła. I grzanki, też bez masła. I małą
szklankę soku pomarańczowego.
Kiedy kelnerka odeszła, Sara przeprosiła Flynna i poszła do
toalety, gdzie spędziła trochę czasu, doprowadzając się do porządku.
Opatrzyła i zabandażowała ranki na palcach u nóg, które okazały się
nie tak głębokie, jak się obawiała, przygładziła jakoś włosy, spryskała
wodą twarz. Jaka szkoda, że nie mam z sobą szminki i różu,
101
pomyślała wracając do stolika w chwili, gdy kelnerka nalewała
Flynnowi kawę.
Zmarszczyła nos, pociągając łyk ledwo letniej kawy ze swojego
kubka.
- Zimna? - zagadnął Flynn.
- Trochę - odparła Sara. - Co ty robisz? - zapytała Flynna, który
posunął jej kubek swojej świeżo nalanej kawy.
- Daję ci swoją. Sam wypiję zimną.
- Ja się wcale nie skarżyłam.
- Ja też się nie skarżę. A teraz wypij kawę, dobrze? I jak twoja
noga?
- Lepiej niż myślałam. Najgorzej wygląda duży palec, ale krew
już nie leci.
- To dobrze.
- Dzięki za troskę.
Zerknął na nią, niepewny, czy to podziękowanie było szczere,
czy może ironiczne.
- Naprawdę ci dziękuję - powiedziała Sara.
- Chodzi mi tylko o to, że nie chcę mieć kulawej wspólniczki,
którą w końcu musiałbym nosić.
- Flynn, ja wiem, że mogłeś się mnie pozbyć. Mogłeś wypchnąć
mnie z samochodu, gdybyś chciał, a teraz mogłeś odjechać, kiedy
byłam w toalecie.
- Masz rację. Mogłem. Ale zawarliśmy umowę, w każdym razie
ty tak to zrozumiałaś. Więc zamierzam dotrzymać słowa, chociaż w
moim wyobrażeniu miała to być spółka mocno ograniczona.
102
- Więc powiesz mi, gdzie jedziemy?
- Do Wirginii. Mam przeczucie, że Benny pojechał do Norfolk.
- Dlaczego akurat tam?
- Będzie chyba próbował upłynnić jedną z kradzionych monet,
żeby zdobyć grubszą forsę i móc dalej uciekać przed prawem. Ta
moneta jest zbyt rzadka i zbyt łatwo byłoby ustalić jej pochodzenie,
żeby chcieli się nią zajmować zawodowi handlarze, nawet ci, którzy
mają złą opinię. Benny potrzebuje człowieka, który gotów jest
ryzykować.
- I po to musi jechać aż do Wirginii?
- Bardzo możliwe. Jest tam facet, z którym kiedyś robił interesy.
Mam wrażenie, że Benny niedawno u niego był i próbował ubić
interes, i że teraz jedzie tam znów, gotów pójść na większe ustępstwa,
bo znalazł się w przymusowej sytuacji: wie, że jestem na jego tropie.
- Dlaczego po prostu nie zawiadomisz policji, żeby go zgarnęła
na miejscu, albo jeszcze lepiej, w drodze?
Spojrzał na nią z wyraźną niechęcią.
- Nie mam pewności, że on tam jedzie. Mam tylko przeczucie, a
glinom nie wystarczają przeczucia, zwłaszcza jeśli pochodzą od
tropiciela przestępców.
Poza tym, jest jeszcze kwestia pieniędzy. Naszych pieniędzy.
Nie mogę przecież dopuścić, żeby policja schwytała Benny'ego i
odwiozła go do Bostonu, a potem czekać, że mi wypłacą honorarium.
Na wszystko trzeba zapracować, Saro. Tak to już jest.
103
- Rozumiem. Ale - Sara zmarszczyła brwi - może Benny już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]