[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kającego drewna, dostrzegła szansę, by wreszcie zakończyć grę, i to włas�
nym zwycięstwem. W końcu, myślała, trudno wygrać, jeśli nie możesz
znalezć swojej kuli.
Niewiele myśląc, zamachnęła się młotkiem aż na plecy i uderzyła z osza�
łamiającą siłą, tak wspaniale i potężnie, że impet uderzenia, nie trafiając
w żółtą kulę, zwalił ją z nóg.
Spadała w dół skarpy, tocząc się niczym kłębek falbanek, potarganych
włosów i rozrzuconych rąk i nóg, aż zatrzymała się na dole. Leżała na
plecach w gęstej, wysokiej trawie, oddychając gwałtownie. Nad jej głową
chmury wirowały jak szalone. Ostrożnie przesunęła rękami wzdłuż tuło�
wia. Niczego sobie nie złamała, ale wyglądała dość nieprzyzwoicie ze spód�
nicą skłębioną pod siedzeniem.
Spróbowała usiąść, by ją poprawić, lecz opadła z powrotem na plecy.
Gwiazdy zawirowały jej pod powiekami. Z daleka dobiegł ją kobiecy głos:
- Co się stało z lady Agathą?
Krew odpłynęła jej z twarzy. Umrze z upokorzenia, jeśli ta blada roz�
pieszczona Catherine Bunting zobaczy ją w takim stanie, z gołymi nogami
i włosami pełnymi trawy i gałązek. Z jękiem przekręciła ostrożnie głowę
i spojrzała na wzgórze.
W miejscu, gdzie poprzednio stała, zobaczyła męską sylwetkę odwró�
coną plecami. Było coś znajomego w szerokich ramionach, w ciemnych
83
włosach sięgających sztywnego białego kołnierzyka... Sir Elliot. Oczywi�
ście.
Wstrzymała oddech i modliła się, żeby sobie poszedł. Niech lepiej już
zobaczy ją Catherine Bunting niż on.
Rozglądał się nerwowo po polu.
- Zdaje się, że jej tu nie ma! - zawołał. - No, Catherine, lady Agatha
chyba ustąpiła ci pola. - Schylił się po żółtą kulę i zaśmiał się, podrzuca�
jąc ją lekko w dłoni. - Proszę, oto twoja kula. Cóż, pewnie zrozumiała, że
przegrała.
Tylko najwyższym wysiłkiem woli Letty zdusiła w sobie warknięcie.
Nie słyszała słów Catherine, ale nie było potrzeby. Wjej tonie wyraznie
słychać było upojenie zwycięstwem.
Znów usłyszała Elliota, odpowiadał na pytanie jakiegoś mężczyzny.
- Oczywiście. Poczekam tylko chwilę na ojca. Wymknął się do stajni,
zobaczyć przychówek Taffy. Powinien wrócić za kilka minut.
Słyszała przez jakiś czas inne głosy, które w końcu ucichły. Policzyła do
stu, a następnie do pięciuset. Konik polny przebiegł jej po ramieniu i omal
nie krzyknęła. Zaczynały jej drętwieć nogi.
W końcu sir Elliot wsunął ręce do kieszeni i ruszył skrajem wzgórza
w kierunku domu. Letty bezgłośnie odetchnęła z ulgą. Zatrzymał się.
- Halo! - odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy. - Może pomóc
pani się stamtąd wydostać?
13
Wszystko, co ma brodę lub baterię,
będzie sprawiać kłopoty.
JLJ etty grała raz rolę dziewczyny, która mdlała, ilekroć znalazła, się w kło�
potliwej sytuacji. W tej chwili nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
Uniosła więc dłoń do skroni i zamknęła oczy.
- Och -jęknęła cicho. - Och... ojej... Czy mógłby pan? Proszę... Tro�
chę... kręci mi się w głowie...
Niewiara na twarzy sir Elliota ustąpiła miejsca trosce. Zbiegł ze strome�
go wzgórza i padł przy niej na kolana. Próbowała się podnieść, ale przy�
trzymał j ą zdenerwowany.
- Proszę się nie ruszać - powiedział, a w jego głosie było tyle prawdzi�
wego zatroskania, że Letty poczuła dziwnie nieprzyjemne ukłucie... właś�
ciwie czego? Po krótkiej chwili zrozumiała, co jest zródłem tego przykre�
go uczucia i ją to zaskoczyło.
Uświadomiła sobie, że jest zawstydzona.
Nie miała oporów, by wykorzystywać męską próżność i małostkowość
dla własnych celów. Nie powinno się jednak karać dżentelmena za to, że
jest... hm, uprzejmy.
Poza tym, pomyślała, nie mogła pozwolić, by te świetnie skrojone spodnie
pobrudziły się od trawy.
- Czy mam zawołać doktora Beacona? - zapytał Elliot.
- Nie.
- Ale pani właśnie zemdlała.
Niechętnie ustąpiła swojemu głupiemu sumieniu. Uniosła się na łok�
ciach i zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów.
- Niemi nie jest.
- Ale powiedziała pani, że kręci jej się w głowie.
Patrzył na nią ciągle nie rozumiejąc.
Ale przecież, pomyślała ze smutkiem, pominąwszy jego obowiązki sę�
dziego, był tylko prostym, prowincjonalnym dżentelmenem, bezbronnym
wobec sztuczek wyrafinowanej światowej kobiety, takiej jak ona.
- Nic z tego - naciągnęła spódnicę na kolana. - Gdyby moja delikat�
ność uczuć była bardziej skora do współpracy, zasłabłabym w momencie,
gdy zorientowałam się, że widać mi halkę. Niestety, nie jestem aż tak wraż�
liwa, a z moją głową już jest wszystko w porządku.
Uśmiechnęła się do niego krzywo, a on zamiast robić jej wyrzuty, czego
się spodziewała, wybuchnął śmiechem. Podobał jej się ten śmiech,
zmarszczki w kącikach jego oczu, gęste rzęsy skrywające niebieskozielo-
ne oczy i dołeczki w szczupłych policzkach. Ale najbardziej podobał się
jej dzwięk jego śmiechu i pobrzmiewająca w nim radość.
Wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją. Miał dużą dłoń z długimi palca�
mi.
- Przypuszczam, że uważa mnie pan za straszną trzpiotkę - powiedzia�
ła.
- Nie. Uważam, że jest pani czarująca.
Pomógł jej wstać. Wyprostowała się i od razu potknęła o kępę darni.
Upadła mu prosto w ramiona, opierając ręce na jego muskularnej piersi.
Spojrzała na niego. Jego uśmiech zgasł, a serce biło wolno i mocno pod
jej dłońmi. Poczuła, jak ciepło jego ciała wnika w jej ręce i płynie do
ramion. Uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech. On ją zaraz pocałuje.
85
Pochylił się do niej. Zamknęła oczy.
Tak! Chciała, by ją pocałował, tylko... tylko... W radosnym oczekiwaniu
poczuła ukłucie paniki. Jak, do diabła, całuje się dama?
Jeśli pocałuje go tak, jak dyktowało jej ciało, usta, serce, on odgadnie,
że jest oszustką. Dobrze wychowana dama nie całowała się tak, jak ona
pragnęła go pocałować. Jej reakcja na pewno ją zdradzi. Więc jak ca-
łu...
Musnął ją delikatnie ustami. Były ciepłe, mocne i aksamitne. Jej obawy
znikły wobec słodyczy odczucia.
Więc tak całują się ludzie z wyższej sfery, pomyślała, czując jego palący
pocałunek. Mocniej przywarł ustami do jej warg. Westchnęła, pragnąc je
otworzyć, choćby odrobinę, by poczuć pocałunek wrażliwym wnętrzem
ust. Ta potrzeba wydawała się tak naturalna...
Jednak dama nie otworzyłaby ust, upomniała się surowo i mocno zacis�
nęła wargi.
Roześmiał się przy jej ustach.
Roześmiał się! Aagodnie, kusząco, tak samo jak całował.
Lekko ją obrócił i przechylił do tyłu, podtrzymując ramieniem. Pochylił
się nad nią. Drażnił jąłagodnością i jednocześnie kusił grzeszną obietnicą.
Wolną ręką ujął jej brodę i musnął kciukiem dolną wargę, całując powoli
wzdłuż zarysu podbródka i nieubłaganie zmierzając do ust. Dotknął ich
kącika czubkiem języka.
Przeszedł ją zmysłowy dreszcz.
Jej postanowienie, by zachowywać się jak dama, stało się ulotne jak
mgła. Znów ją pocałował, tym razem mocno, z otwartymi ustami, spra�
gniony i nienasycony. Wszystkie myśli w jej głowie spłonęły, zostawiając
tylko cudowną świadomość siły jego ramion, pożądania, które przepływa�
ło i rozlewało się między nimi. A gdy otworzyła usta... o Boże!
Wsunął język między jej wargi, męski i władczy, dotknął jej języka i z mi�
strzostwem wziął całe jej usta w posiadanie. Dotychczas nie spotkała się
z czymś tak zmysłowym. Błyski światła zapłonęły pod jej powiekami i bez
wahania zanurzyła się w rozkoszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]